Czekaliśmy na nich 2 lata! Iron Maiden zagrał w Warszawie

 

Trudno napisać coś odkrywczego po koncercie Iron Maiden – zwłaszcza TAKIM! Legenda brytyjskiego metalu po raz kolejny zawitała do Polski i po raz kolejny nie zawiodła. Muzycy – każdy z nich z siódmym krzyżykiem na karku ­– pokazali na scenie młodzieńczą werwę, mistrzostwo wykonania i zapewnili show, którego kilkadziesiąt tysięcy ludzi zgromadzonych na Stadionie Narodowym długo nie zapomni! Zapraszam do relacji z koncertu Iron Maiden w Warszawie, który odbył się 24 lipca 2022 roku.

Iron Maiden promuje „Senjutsu”

Zacznijmy od kronikarskich obowiązków. Występ Iron Maiden był z wiadomych przyczyn przekładany od 2020 roku. Formalnie odbywał się on w ramach „Legacy of The Beast World Tour” (nawiasem mówiąc, dwa koncerty w ramach tej trasy odbyły się już wcześniej w Krakowie).

 

W międzyczasie zespół zdecydował się jednak wydać nową płytę i podczas tegorocznych występów zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i Europie promował album „Senjutsu”. Trzeba uczciwie przyznać, że to promowanie potraktowane jest trochę po macoszemu. Występ rozpoczęły trzy kawałki z nowego krążka – tytułowe „Senjutsu”, „Startego” oraz „Writing On The Wall” (ten został zdecydowanie najlepiej przyjęty przez fanów), które ogólnie nie rozgrzały jeszcze publiczności do czerwoności. Później jednak zmieniono scenografię, a zespół wrzucił piąty bieg.

Hity z katalogu Iron Maiden

Hity posypały się jak z rękawa – „Revelations”, „Flight of Icarus”, „Fear Of The Dark”, czy nieśmiertelne „Hallowed Be the Name” oraz „The Number of The Beast”. Imponujące wrażenie zrobił majestatyczny „Sign of the Cross”, ciarki przechodziły po plecach, gdy w „Blood Brothers” do śpiewania chóralnie dołączali się widzowie. Podstawowy set zakończył klasyk z debiutu, czyli „Iron Maiden”.

SPRAWDŹ: IRON MAIDEN PLANUJE TRASĘ, NA KTÓREJ ZAGRA „SENJUTSU” W CAŁOŚCI

Pierwszy bis to dwa nieśmiertelne szlagiery, czyli „The Trooper” oraz „Run To The Hills”. Przedzieliła je ukryta perełka z czasów Blaze’a Bayleya – „The Clansman”. Ten kawałek zdecydowanie potrzebował głosu Bruce’a, żeby stać się maidenowym klasykiem.

Na ostatni bis Steve Harris i spółka włączyli turbo i zagrali „Aces High” ze świetnego albumu „Powerslave” z 1984 roku (Bruce po tym utworze wspomniał o polskich lotnikach, którzy przyczynili się do pokonania „f*cking nazi” w Bitwie o Anglię). I tyle – 15 numerów i 2 godziny grania minęły jak z bicza trzasnął.

Koncert Iron Maiden w Warszawie

Koncert Iron Maiden w Warszawie

Dyskusja o setliście koncertu Iron Maiden w Warszawie

Można dyskutować, czy te utwory zagrane przez Iron Maiden były odpowiednie, czy nie pominięto ważnych i lubianych numerów. W końcu nie padł ani jeden dźwięk chociażby z tak wybitnego krążka jak „Seventh Son of The Seventh Son”. Po macoszemu potraktowana została także cała twórczość z XXI wieku (oprócz trzech kawałków z „Senjutsu”). Z drugiej strony nie ośmielę się narzekać, bo Iron Maiden posiada tak przebogaty katalog wybitnych numerów, że mógłby grać dwa lub trzy razy dłuższe koncerty, a i tak ktoś po zakończeniu powiedziałby, że akurat jego ulubionego kawałka nie było.

Oprawa koncertu legendy heavy metalu

To co natomiast zaserwowano prezentowało najwyższy kunszt – zarówno pod kątem czysto muzycznym, jak i oprawy wizualnej. Utwory z płyty „Senjutsu” zagrane zostały w scenografii z dawnej Japonii, później scenografia zmieniała się nawiązując do aktualnie granego kawałka.

Nie zabrakło Eddy’ego, który stoczył z Bruce’em pojedynek na szpady. Sam Bruce podczas „Flight of Icarus” zionął ogniem z podpiętych do rąk miotaczy. Nie zabrakło też piekielnych ogni przy „The Number Of The Beast”. Zespół chwali się, że obecna trasa to największa produkcja w historii Iron Maiden i to zdecydowanie widać.

Publika na koncercie Iron Maiden

 

Publiczność na koncercie Iron Maiden w warszawie dopisała

Steve Harris i spółka wciąż imponują!

Co zaś tyczy się formy samych muzyków to byli wprost imponujący! Łatwo komplementować jest przede wszystkim Bruce’a Dickinsona. W swoim stylu biegał po całej scenie, dodawał dużo gry aktorskiej, ale przede wszystkim każdym dźwiękiem udowadniał, że wciąż dysponuje niesamowitym głosem. Być może nie wyciąga „górek” tak jak w latach 80., być może śpiewa trochę oszczędniej (a może mądrzej?), ale frontmanem pozostaje wybitnym i upływający czas tego nie zmienia. Pozostali nie odstawali!

Niestrudzony Steve Harris co rusz „strzelał” ze swojego basu do publiczności. Janick Gers wciąż lubi podrzucić swoją gitarą, a zawsze stojący nieco z tyłu Dave Murray oraz Adrian Smith co rusz wypuszczali spod palców kolejne solówki. No i jeszcze Nicko – faktycznie najstarszy członek zespołu! Nie stracił on nic ze swojej mocy, a galop w „Run To The Hills” wciąż pozostaje jedną z najlepszych zagrywek na garach w historii.

Oprawa koncertu legendy heavy metalu

To co natomiast zaserwowano prezentowało najwyższy kunszt – zarówno pod kątem czysto muzycznym, jak i oprawy wizualnej. Utwory z płyty „Senjutsu” zagrane zostały w scenografii z dawnej Japonii, później scenografia zmieniała się nawiązując do aktualnie granego kawałka.

Nie zabrakło Eddy’ego, który stoczył z Bruce’em pojedynek na szpady. Sam Bruce podczas „Flight of Icarus” zionął ogniem z podpiętych do rąk miotaczy. Nie zabrakło też piekielnych ogni przy „The Number Of The Beast”. Zespół chwali się, że obecna trasa to największa produkcja w historii Iron Maiden i to zdecydowanie widać.

Publika na koncercie Iron Maiden

 

Publiczność na koncercie Iron Maiden w warszawie dopisała

Steve Harris i spółka wciąż imponują!

Co zaś tyczy się formy samych muzyków to byli wprost imponujący! Łatwo komplementować jest przede wszystkim Bruce’a Dickinsona. W swoim stylu biegał po całej scenie, dodawał dużo gry aktorskiej, ale przede wszystkim każdym dźwiękiem udowadniał, że wciąż dysponuje niesamowitym głosem. Być może nie wyciąga „górek” tak jak w latach 80., być może śpiewa trochę oszczędniej (a może mądrzej?), ale frontmanem pozostaje wybitnym i upływający czas tego nie zmienia. Pozostali nie odstawali!

Niestrudzony Steve Harris co rusz „strzelał” ze swojego basu do publiczności. Janick Gers wciąż lubi podrzucić swoją gitarą, a zawsze stojący nieco z tyłu Dave Murray oraz Adrian Smith co rusz wypuszczali spod palców kolejne solówki. No i jeszcze Nicko – faktycznie najstarszy członek zespołu! Nie stracił on nic ze swojej mocy, a galop w „Run To The Hills” wciąż pozostaje jedną z najlepszych zagrywek na garach w historii.

Call Now Button